czwartek, 2 marca 2017

Podróż. Z górki..i pod górkę.

Ze Szczecina wyjechaliśmy około godziny 12.00 (tuż po odebraniu paszportu dla Igora). Do pokonania mieliśmy ok. 1400 km przez Niemcy, Austrię, Słowenię i oczywiście samą Chorwację.
W okolicach Norymbergi trafiliśmy na 10 km korek, na szczęście mieliśmy obok siebie zjazd z autostrady + w bocznej kieszeni auta mapę Niemiec. Dalsza podróż odbyła się bez większych przeszkód. Powiedzmy... Bo droga z Postojnej do przejścia granicznego w Rupa nie należy do prostych i gładkich ;) Szczególnie w nocy, po 12 godzinach jazdy.
Przy okazji trzeba pamiętać, że przy planowaniu kosztów podróży paliwo nie jest jedynym wydatkiem. Sprawdźcie czy na waszej trasie nie ma PŁATNYCH TUNELI lub PŁATNYCH DRÓG.
Austria nas troszeczkę zaskoczyła, w jedną stronę cenami przejazdów przez tunele, w drugą - pogodą. Spotkało nas makabryczne oberwanie chmury spowalniające nawet tiry (co jest już nie lada osiągnięciem), które Igor oczywiście przespał, jak z resztą całą podróż. To nie koniec przygód w drodze powrotnej.
Około godziny 23, nasz niezniszczalny mustang, podczas postoju w korku na monachijskiej obwodnicy, zaczął dymić spod maski. Przy jego wieku i przebiegu też byłbym zmęczony takimi wakacjami :) Na szczęście w pobliżu była stacja benzynowa, na której ja - błyskotliwy i przystojny Tomek, ustaliłem, że zerwał się pasek od alternatora i wkręcony w koło pasowe zaczął się kopcić. Po burzy mózgów (mojej i Wiktorii,
bo Igor oczywiście spał w najlepsze do rana) stwierdziliśmy, że idziemy spać, a rano coś się wymyśli. No i wymyśliliśmy! Jedziemy dopóki wystarczy nam prądu w akumulatorze (alternator-prądnica to taka rzecz, która dostarcza prąd potrzebny w naszym przypadku m.in. do zasilenia pompy paliwowej), a wystarczyło go na 760 km, czyli pod sam dom ;)
Po powrocie musieliśmy tylko naładować akumulator i wymienić kompresor od klimatyzacji, który był przyczyną zerwania paska... i możemy dalej podróżnikować.
Tomek